
Ministrze, rozlicz Biedronkę! – domagali się pikietujący. Przywołują przypadki śmierci pracowników tej sieci handlowej. 30-letnia kierowniczka sklepu w Lęborku popełniła samobójstwo w 2006 r. Przyczyną – jak twierdzi rodzina – było psychiczne znęcanie się nad nią przez kierownika regionalnego sieci. Józef Lubiński, 84-letni klient sklepu, został przygnieciony przez wózek towarowy prowadzony przez człowieka bez odpowiedniego przeszkolenia. Aneta Glińska zmarła w wyniku pęknięcia tętniaka. Okazało się, że doprowadziło do tego przepracowanie. Kobietę wyciągnięto z domu podczas dnia wolnego i kazano rozładowywać towar, choć nie mogła dźwigać ciężarów. W ostatnich dniach sprawa została umorzona przez prokuraturę.
Członkowie stowarzyszenia twierdzą, że prawnicy sieci sfałszowali raport z wypadku kobiety. Jej sprawa była jedną z kilku przedstawionych wczoraj przez pikietujących ministrowi sprawiedliwości Zbigniewowi Ćwiąkalskiemu.
Jak się dowiedzieliśmy, minister doradził, aby bliscy Anety złożyli zażalenie na postanowienie o umorzeniu, bo decyzja nie jest jeszcze prawomocna. Zapewnił, że sprawa zostanie objęta nadzorem Prokuratury Krajowej. Podobnie jak pozostałe śledztwa dotyczące nieprawidłowości w Biedronce. Do końca maja prokuratury w całym kraju mają poinformować Prokuraturę Krajową, na jakim etapie są śledztwa związane z działalnością sieci portugalskiej spółki. Poszkodowani skarżą się bowiem na przewlekłość prowadzonych postępowań i umorzenia ze względu na przedawnienia.
Z informacji Ćwiąkalskiego wynika, że zarzuty w sprawie nadużyć przedstawiono ponad 200 osobom, 16 aktów oskarżenia skierowano do sądu, a w śledztwach jest ponad 53 tys. świadków, z których nie wszystkich do tej pory przesłuchano. – Biedronka powinna rozliczyć się z przeszłością, bo bezkarność jej władz daje przykład pozostałym sieciom handlowym. I m.in. stąd w innych sieciach pracownicy organizują się w związkach zawodowych, by bronić swoich praw – uważają organizatorzy manifestacji.
Bogumił Zawadzki, przewodniczący Stowarzyszenia na rzecz Bezpieczeństwa Obywateli, mówił nam, że jego organizacja przyłączyła się do protestu, bo w ogólnym pojęciu bezpieczeństwa jest także bezpieczeństwo pracy. – Zdecydowaliśmy się poprzeć tę akcję, bo jest nadmierna i niczym nieuzasadniona przewlekłość postępowań przygotowawczych w stosunku do tych przedstawicieli kierownictwa sieci, którzy dopuścili się czynów zabronionych w stosunku do określonych pracowników. Druga sprawa – nie może być zgody społecznej na ignorowanie prawa przez jakąkolwiek spółkę gospodarczą na terenie kraju. Tylko dlatego, że są obcokrajowcami, nie możemy pozwolić, by łamali prawo tak w Biedronce, jak i w innych sieciach handlowych – stwierdził.
Organizacje pozarządowe domagają się dopuszczenia ich jako stron na etapie postępowań sądowych. Bo w polskim prawie nie dopuszcza się, aby strona społeczna mogła składać np. wnioski dowodowe w śledztwie. A wielu pracowników nie stać na adwokatów, którzy stawiliby czoła prawnikom ogromnej spółki handlowej.
Z raportu pokontrolnego Państwowej Inspekcji Pracy, która przez rok na zlecenie prokuratury w Gliwicach sprawdzała, jak wygląda praca w sklepach Biedronki, wynika, że największym problemem nadal pozostaje kwestia przestrzegania czasu pracy. Ponad połowa pracowników miała w niewłaściwy sposób prowadzone akta osobowe, w prawie 40 proc. skontrolowanych sklepów stwierdzono nieprawidłowe prowadzenie ewidencji pracy, niewypłacanie pieniędzy za przepracowane nadgodziny, pracę ponad ustalony czas, nieudzielanie urlopów. Inspektorzy stwierdzili również brak oznakowania niebezpiecznych miejsc w sklepie, złe wyposażenie łazienek i szatni, zagrażające pracownikom ustawianie towaru np. w przejściach, lub pomieszczeniach socjalnych.
W 57 przypadkach – zdaniem kontrolerów – zaniedbania stwarzały zagrożenie dla życia pracowników. W jednym ze sklepów kobieta przewoziła ręcznym wózkiem blisko tonę towaru. W 40 przypadkach o nieprawidłowościach powiadomiono prokuraturę. W ocenie inspekcji, ciągłe kontrole sieci sklepów wielkopowierzchniowych doprowadziły do tego, że sytuacja poprawiła się, choć nadal w wielu przypadkach stwierdzane są nieprawidłowości.
Problem musiał być zauważony. Inspekcja pracy natychmiast po sygnale wszczyna kontrolę. Dużo gorzej jest w działaniach prokuratury. Stąd apel do Ćwiąkalskiego. „Społeczeństwo oczekuje, że represja karna wobec osób uporczywie naruszających prawa pracownicze dotykać będzie zarówno małych przedsiębiorców, jak i wielkie korporacje zagraniczne. Śledztwo w tzw. sprawie Biedronki jest testem na stosowanie w praktyce równości wobec prawa i wywiązywanie się organów państwa z zadania obrony słabych i bezsilnych przed wielkimi i bezwzględnymi” – napisali organizatorzy akcji do ministra sprawiedliwości.
Minister zapowiedział, że Prokuratura Krajowa obejmie sprawy dotyczące sieci handlowych monitoringiem i zaprosił przedstawicieli stowarzyszeń walczących o prawa poszkodowanych pracowników na spotkanie za pół roku.
* * *
Wózek grozi w każdej chwili
Agnieszka Zakrzewska, uległa wypadkowi w 2005 r., jest niepełnosprawna z zakazem podejmowania pracy.
Jak doszło do Pani wypadku?
– Do mojej osobistej tragedii. W 2005 r. podczas pracy spadłam z kosza na makulaturę. To taka skrzynka ustawiona na paletę, do której wrzuca się kartony. Później trzeba było do niej wejść, ugnieść, związać. Ja z tego spadłam. Na początku 2006 r. zgłosiłam swój wypadek do inspekcji pracy. Ta podczas kontroli uznała, że wypadek nastąpił w wyniku ewidentnego zaniedbania pracodawcy. Takie urządzenie, do którego wrzucaliśmy makulaturę, łamie wszelkie przepisy i normy BHP. Pracodawcy wystawili protokół pokontrolny na moją korzyść, ale nie zrobili nic więcej. Nie uzyskałam od nich żadnej pomocy ani pieniędzy, które by mi mogły pomóc w rehabilitacji. Wszystko musiałam robić na własną rękę.
Będzie domagała się Pani zadośćuczynienia na drodze sądowej?
– W tej chwili jest przygotowywany pozew do sądu w Stowarzyszeniu Poszkodowanych przez Biedronkę. Mecenas Lech Obara pomaga nam w załatwianiu kwestii prawnych. Prowadził wcześniej moją sprawę z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych. ZUS nie chciał uznać bowiem, że moja niepełnosprawność jest związana z wypadkiem przy pracy. Sąd Apelacyjny w Słupsku ostatecznie przyznał, że mam 72 proc. trwałego uszczerbku na zdrowiu. W tej chwili poruszam się o jednej kuli. A nikt nie jest w stanie przewidzieć, co będzie dalej. Ani profesorowie, u których się leczę, ani rehabilitanci. W każdej chwili mogę być zmuszona usiąść na wózek.
Co chce Pani osiągnąć biorąc udział w akcji stowarzyszenia?
– Domagam się zmiany przepisów w kodeksie pracy oraz kodeksie postępowania karnego. Chcemy, aby w sprawach karnych rodziny czy przedstawiciele organizacji pozarządowych mogły być stroną w postępowaniu. Moja koleżanka Ania z Lęborka popełniła samobójstwo w wyniku znęcania się psychicznego przez przełożonego. Skąd teraz rodzina ma wziąć pieniądze na adwokatów? A sprawy są umarzane. Poza tym bardzo bym chciała, aby łamanie przepisów dotyczących bezpieczeństwa i higieny pracy było traktowane jak przestępstwo, a nie wykroczenie. Może w końcu pracodawcy zaczęliby wprowadzać system zarządzania bezpieczeństwem w pracy i go praktykować. A nie dawać tylko minimum wymagane w kodeksie. Jeśli kary byłyby dostosowane do obrotów uzyskiwanych przez pracodawców, to może by się to zmieniło.
Propozycje rządu dotyczące zmian w prawie pracy zwiększają uprawnienia pracodawców nie pracowników.
– Wiem o tym i to mi się bardzo nie podoba.